aaa4 |
Wysłany: Pon 13:14, 20 Mar 2017 Temat postu: dominations |
|
W ten sposob sama sie nie skaleczysz - powiedzial jej z usmiechem. - Napastnik nie zauwazy jej i mozesz ja latwo wyjac. Piekna mloda dziewczyna powinna byc na wszelki wypadek zawsze uzbrojona.
-Alez, Johnny... ja nigdy nie moglabym... nigdy...
-Kiedy przyjdzie taki moment, bedziesz mogla i powinnas byc na to przygotowana. Jesli masz jakas bron, wiesz, jak sie nia poslugiwac, i jestes gotowa zabic napastnika, wtedy nigdy, przenigdy nie vacu warszawa musisz sie bac. - W trakcie tych cudownych miesiecy w gorach pokazal jej, jak sie bronic. - Wystarczy, ze wbijesz ja zaledwie na cal w odpowiednie miejsce... to mordercza bron.
Od tego czasu stale nosila szpilke przy sobie, ale nigdy nie musiala jej uzyc... nawet w wiosce. Wioska... Niech jej wspomnienie przesladuje ja w nocy, nie za dnia.
Dotknela palcami glowki. Moze stanie sie to dzis w nocy. Inszallah! Ale co bedzie z Erikkim? Inszallah! Przypomniala sobie, co jej kiedys mowil. "Inszallah brzmi niezle, ale kazdemu Bogu, niewazne, jak go nazwiesz, trzeba czasem pomoc".
To prawda. Obiecuje ci, Erikki, ze bede przygotowana. Jutro bedzie nowy dzien i pomoge ci, kochanie. Jakos cie stad wydostane.
Pokrzepiona na duchu zdmuchnela swiece i ubrana w sweter i narciarskie spodnie zagrzebala sie w poscieli. Przez okno padalo swiatlo ksiezyca. Wkrotce zrobilo jej sie cieplej i zmorzyl ja sen.
W srodku nocy nagle sie obudzila. Klamka cicho sie obracala. Siegnela po szpilke i wbila wzrok w drzwi. Klamka powedrowala w dol, drzwi przesunely sie o cwierc cala, ale nie ustapily, blokowane przez krzeslo, ktore zaskrzypialo pod naporem. Po chwili klamka wrocila na miejsce i zapadla cisza. Zadnych krokow ani oddechu. Klamka juz sie nie manicure ursynów
poruszyla. Azadeh usmiechnela sie. To Johnny pokazal jej, jak postawic krzeslo. Mam nadzieje, ze odnalazles szczescie, ktorego szukasz, kochany, pomyslala i zasnela, zwrocona twarza do drzwi.
Teraz byla wyspana i wypoczeta. Wiedziala, ze jest o wiele silniejsza niz wczoraj, lepiej przygotowana do czekajacego ja starcia. Zastanawiala sie, co wyrwalo ja ze snu: warkot samochodu czy krzyki ulicznych sprzedawcow. Nie, to bylo pukanie do drzwi. Po chwili rozleglo sie ponownie.
-Kto tam?
-Major Ikail.
-Chwileczke. - Wciagnela buty, wygladzila sweter, poprawila wlosy i odsunela krzeslo. - Dzien dobry, efendi majorze.
Zerknal rozbawionym wzrokiem na krzeslo.
-Madrze pani zrobila, blokujac drzwi. Na przyszlosc prosze tego nie robic bez zezwolenia. - Uwaznie jej sie przyjrzal. - Sprawia pani wrazenie wypoczetej. To dobrze. Zamowilem dla pani kawe i swieze pieczywo. Czego jeszcze pani sobie zyczy?
-Zebyscie nas puscili wolno, mojego meza i mnie.
Major wszedl do pokoju, zamknal za soba drzwi, przysunal sobie krzeslo i usiadl plecami do slonecznego swiatla, ktore wpadalo do pokoju.
-Jesli bedzie pani z nami wspolpracowac, to da sie zrobic.
Kiedy wchodzil, cofnela sie niepostrzezenie i teraz siedziala na skraju lozka, trzymajac reke o kilka cali od poduszki.
-O jakiej wspolpracy pan mowi, efendi majorze? |
|